niedziela, 2 listopada 2008

Obraz na śmietniku





Codziennie mijamy dziesiątki śmietników – tych regularnie opróżnianych przez służby oczyszczania jak i tych nielegalnych do których nikt się nie przyznaje i wszyscy udają, że ich nie widzą. Postawa taka jest nie tylko naganna ale również krótkowzroczna. Zysk jaki nasza planeta osiągnie dzięki trosce jej mieszkańców o to co jest wyrzucane może nie być największym źródłem naszej radości, co nie oznacza, że nie warto się pochylić nad śmieciami zalegającymi na ulicy. Wiedzą o tym regularnie je przetrząsający bezdomni ale w 2003 r. przekonała się o tym także jedna z mieszkanek Nowego Jorku.

Idąc jak co rano na filiżankę kawy dostrzegła na śmietniku duże kolorowe płótno. Początkowo minęła je jak wszyscy inni przechodnie. Ale wracając z kawiarni nie była już tak obojętna. Stwierdziła, że dzieło sztuki nie powinno znajdować się na śmietniku i zabrała je do domu. Chwilę później przyjechała śmieciarka...
Mimo że pani Elizabeth Gibson nie dysponowała zbyt dużym apartamentem, a rama obrazu była po prostu tandetna, początkowo powiesiła obraz na największej ścianie swojego salonu. Równolegle starała się dowiedzieć czegoś o osobie nazwiskiem Tamayo, której podpis widniał na obrazie. Gdy okazało się, że jest to jeden z najgłośniejszych meksykańskich malarzy – Rufino Tamayo przestraszyła się konsekwencji zagrabienia z ulicy ważnego dzieła sztuki i umieściła płótno w toalecie zasłaniając je sztuczną ścianką działową. Tak zapewne dzieło czekałoby na zmianę właścicieli mieszkania gdyby p. Gibson nie obejrzała w telewizji programu poświęconego skradzionym dziełom sztuki, dotyczącego jej własnego znaleziska. Okazało się, że obraz został skradziony w 1986 r. z magazynu gdzie oddał go na przechowanie właściciel. Od tego czas ślad po obrazie „Tres Personajes'' („Trzy postacie”) zaginął.

Zachowując swe uprzedzenia pisarka i dziennikarka radiowa zgłosiła się do eksperta domu aukcyjnego, który opowiadał w telewizji o zaginionym dziele i przedstawiając się jako „tajemnicza kobieta” przyprowadziła go do swej toalety. Tam zdumiony specjalista rozpoznał obraz. Poinformowano właścicieli, a ci postanowili wystawić dzieło na aukcji. Wyceniony na 1 mln dolarów obraz za nieco wyższą cenę został sprzedany,zaś znalazczyni otrzymała 15 tysięcy dolarów znaleźnego i nieokreśloną część wylicytowanej sumy, a także temat na kolejną książkę.

Historia ta uczy nas, że:
a) recycling ma przyszłość
b) w przyrodzie nic nie ginie
c) warto się rozglądać po ulicy (ewentualnie warto chodzić na poranną kawę)
d) warto być uczciwym.

W związku z tym, ekipa Epicentrum Kałuży wyruszając na własne poszukiwania prosi także szanownych Czytelników o zgłaszanie wszelkich znalezisk. Z pełnym poświęceniem nasi eksperci
zajmą się zarówno badaniem ich pochodzenia, jak i potencjalną nagrodą.

Autor: Karolina Mądra
Źródło:
http://www.tvp.info/
http://www.bloomberg.com/
http://www.nytimes.com/

4 komentarze:

damqelle pisze...

hmmm... ja to obrazu nie znalazłam - za to znalazłam bardzo przyzwoity podkład po takiż, znalazłam również kiedyś Juliana który dziś owszem, owszem ma się dobrze. No i ciągle się waham pomiędzy mym wizerunkiem nobliwej damy z wykształceniem wyższym a szperactwem śmietnikowym które gdzieś tam we mnie...

Anonimowy pisze...

Prosimy o więcej informacji na temat Juliana, zaciekawiło nas to.

Nie wydaje mi się by w pociągu do szperactwa było coś złego. Rzeczy wyrzucone można zawłaszczać do woli, a to że ktoś uznał je za niepotrzebne, nie oznacza że hańbą jest pomyśleć inaczej.

Dzięujemy za osobisty, emocjonalny komentarz.

Anonimowy pisze...

Wręcz zachęcamy do szperactwa. Niegdyś takie cudo znalezione gdziekolwiek nazywało się skarbem i przechowywało pokoleniami w rodzinie... no chyba, że ktoś tak dobrze schował, że kolejna rodzina mogła skarb zyskać przy odrobinie szczęścia. Szperactwo może tak romantycznie jak poszukiwanie skarbów nie brzmi ale chodzi przecież o to samo:)
A tak prywatnie - gdzież Juliana (Marka, Grzesia czy Ildefonsa) można znaleźć? Może jeszcze nie wszystkie sztuki zostały przygarnięte:)?

damqelle pisze...

Julek bynajmniej nie jest dziełem sztuki, natomiast jestem bardzo do niego przywiązana i nie rozumiem jak mógł ktoś wyrzucić coś tak przemiłego. jest tutaj (ten żółty)http://damqelle.blogspot.com/2008/11/i-nic.html. Moją prawdziwą pasją jest jednak wyszukiwanie starych aniołów, świątków do odnowy. niestety nieczęsto mi się trafiają :((((