niedziela, 20 kwietnia 2008

Kara za ambicję

Straszliwą hańbą jest przegrać bitwę. Jeszcze gorzej jednak być pokonanym przed rozegraniem decydującej bitwy. Tak właśnie przydarzyło się cesarzowi Austrii - Józefowi II, podczas kampanii roku 1788 przeciwko Turcji. Niemal 250 000 ludzi i tony sprzętu skierowano na Bałkany, z których Turcy mieli być raz na zawsze usunięci. Po kilku mniejszych starciach i niechlubnym preludium w postaci epidemii malarii i dyzenterii, 19 września 1788 r. napotkano główne siły wroga w okolicy miasteczka Karansebes, blisko granicy Serbii i Rumunii. Zanim jednak padł pierwszy strzał, oddział cesarskich huzarów udał się na drugi brzeg rzeki Temesz, w celu oddania się pijaństwu i rozpuście w napotkanym taborze wędrownych Wołochów [czyli mieszkańców Wołoszczyzny]. Nocą doścignęli ich o wiele powolniejsi piechurzy i ze zgrozą dostrzegli, że huzarom udało się wykupić cały zapas schnapsa. Rozgorzała najpierw słowna, a później całkowicie tradycyjna bitwa pomiędzy dwoma oddziałami austriackimi. W ciemności świstały szable i padały strzały. Oddziały wciąż będące w marszu zinterpretowały bijatykę, jako szeroko zakrojone natarcie Turków. Wśród wojsk cesarskich zaczęła szerzyć się panika. Nim nastał ranek zginęło 10 000 żołnierzy, zabitych w nocnym chaosie, pogłębianym jeszcze przez wielojęzyczność - w armii Józefa II służyli bowiem Węgrzy, Lombardczycy, Słowacy, Polacy, rodowici Austriacy i wiele mniejszości etnicznych. Dwa dni później główne siły cesarstwa były w odwrocie, a Turcy - początkowo szczerze zdumieni - naciskali na nią kawalerią. Wojna skończyła się rok później, względnym sukcesem Austrii i ustanowieniem nowej granicy pomiędzy zwaśnionymi państwami na Dunaju. W tym czasie mniej więcej umarł też cesarz Józef II, a jego ostatnie słowa brzmiały: „Pragnę tylko jednego – trwałego pokoju w Europie”. I trudno się dziwić.

Autor: PeeGee
Źródło: Durschmied E., Czynnik zwrotny w bitwach, wyd. Amber 1999

Brak komentarzy: